92 odpowiedzi w tym temacie |
»Kalamir |
#81
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 06-05-2014, 11:03
|
|
Genkaku prestiż +15
Wpis do gazety prestiż +10
- Wpis 5 -
Wybierz jedno zadanie. W kolejnym wpisie może pozwolę ci wybrać jeszcze jedno. Trzecie zapewne przepadnie.
Faza Misji #1 Na wysokich szczeblach władzy: Nadszedł czas aby wtajemniczyć cię w największe tajemnice państwowe. Twoi przełożeni proszą o powrót do kraju. Zostajesz przetransportowany do tajemnej, podziemnej placówki więziennej. Jednak jeszcze niżej pod nią znajduje się dodatkowa cela. Jadąc turbowindą kilometry wgłąb ziemi, nareszcie spotykasz widmowego Jacka. On prowadzi cię dalej. Wprost do świetlistego walca, w środku którego dostrzegasz nastoletniego chłopca. Nadszedł czas na zadanie pytań...
Faza Misji #2 Pracuje w terenie: Wskazówki Raylana mogą być bardzo pomocne. Odszukanie Kou (Szarego smoka) nie powinno być specjalnie trudne. Prawda? Skorzystaj z koneksji i odszukaj młodego żołnierza w Khazarze. Obecnie bierze udział w misji mającej na celu zdekonspirowanie komórki terrorystycznej planującej atak na Nagijski Avalon. Pamiętaj do jakiego pionu należy Szary Smok i opisz jego sposób działania w taki właśnie sposób. Niewykluczone, że twoja nagłe pojawienie się może zaszkodzić jego misji. Kou Szary Smok był jednak bliskim przyjacielem Kalamira. Może on być jedyną drogą lub kluczem do odnalezienia tego drania.
Faza Misji #3 Zdobyć wiedzę: udaj się do Wrót Wiatru, odszukaj Kokore. poproś ją o pomoc. Niestety nie tylko ty postanowiłeś ją odszukać. Walka -> Genkaku vs Kalamir
Faza zadań specjalnych: Odnajdź specjalistę od spraw mistycznych i pozyskaj go dla swej sprawy. Postaw pierwsze kroki na ścieżkach okultyzmu kupując te umiejętność. |
|
|
|
|
^Genkaku |
#82
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 21-08-2014, 11:40
|
|
Wnętrze turbowindy było przestronne. Iluminatory umieszczone na każdej ze ścian wypełniały ją, blado białym, niemal oślepiającym światłem. Genkaku coraz bardziej niecierpliwie przestępował z nogi na nogę w miarę zjeżdżania. Stojący obok, zmaterializowany w ludzką postać Thekkal, zdawał się wypełniony spokojem. Mimo, że urządzenie ociągało sporą, wyraźnie odczuwalną prędkość, podróż zajmowała sporo czasu. Dawało to pewne pojęcie o głębokości szybu. Poza nimi w windzie znajdowało się dwóch wojskowych żandarmów, stanowiących ochronę placówki. Zgodnie z procedurą musieli towarzyszyć każdemu gościowi z zewnątrz, do póki na miejscu nie odbierze go ktoś z załogi więzienia. Środki i siły, jakie zostały zaangażowane do wybudowania, utrzymania i ochrony tego molocha budziły w agencie przerażenia. Z drugiej strony cieszył się jednak, że w końcu wraz z naprawdę ciężko wywalczonym awansem na stanowisko generała, dostał możliwość odwiedzenia tej specyficznej placówki. Nareszcie miał dostęp do najważniejszych tajemnic państwa. Miał nadzieje, że to ułatwi mu posunięcie na przód kilku ważnych spraw. Miał ich teraz sporo na głowie. Przede wszystkim prowadzenie afery z Kayzerem Soze i wszystkie perturbacje z nią związane, oraz przeklętych Mitsukai i Rekonstruktora. Sam nie wiedział, który z tych przypadków bardziej spędza mu sen z powiek. Pierwsza bardziej osobista, druga bardziej niebezpieczna. Dodatkowo dostawał dreszczy na myśl o spotkaniu z człowiekiem, czekającym na niego na samym dole. Bynajmniej nie chodziło tu o nieśmiertelnego. Widmowy Jack był legendą. Organizacja RG-109, którą reprezentował zaczynała ostatnio dokuczać Genkaku za sprawą śledztwa w sprawie uprowadzonej bomby, węsząc wokół niego i jego agentów prowadzących sprawę. Miał nadzieje, że Jack nie będzie chciał wykorzystać zbliżającego się spotkania w związku z tą aferą. Inna sprawa, że sam chciał z wykorzystać nadarzającą się okazję do własnych celów.
Zrugał się w myślach za to, że pozwala sobie w tym momencie na takie rozproszenie. Musi teraz skupić się na Mitsukai. Jak dotąd nie osiągnął zbyt wiele w tym temacie. Terroryści wodzili go za nos. Zakon okazał się tak mało pomocny, jak to tylko było możliwe. Zasadniczo, żałował zmarnowanego na rozmowę z wielkim mistrzem czasu. Miał nadzieje, że wizyta tutaj przyniesie lepszy rezultat.
Turbowidna wyraźnie zaczęła zwalniać aż do delikatnego zatrzymania. Drzwi otworzyły się bezgłośnie, ukazując mężczyznę w biznesowym garniturze i dużych czarnych okularach przeciwsłonecznych. Zaraz za nim ciągnął się długi, szklany korytarz.
- Generał Genkaku jak mniemam? – Agent uśmiechał się szeroko podając dłoń na powitanie. – Nazywam się Hiroshi Abukara. Miła pana w końcu poznać, generale.
- To dla mnie zaszczyt spotkać legendarnego agenta – skomentował Kito odpowiadając jednocześnie na gest i skinieniem głowy wskazał na Thekkala. - To mój współpracownik i osobisty asystent.
Mężczyźni po kolei uścisnęli sobie serdecznie dłonie. Widmowy Jack od razu wskazał ręką korytarz.
- Przejdziemy się? W końcu jest tu pan panie generale nie bez powodu.
- Niestety, to prawda.
Obaj ruszyli jednocześnie. Widmowy Jack pełniący rolę gospodarza, prowadził lekko wysunięty do przodu.
- Zapewne ma pan jakieś pytania Generale.
- Proszę, darujmy sobie protokół – Genkaku przerwał rozmówcy. – Wystarczy Kito.
- Doskonale. Hiroshi.
Jeszcze raz uścisnęli sobie dłonie. Tym razem z zauważalnie większą serdecznością.
- Więc – kontynuował Jack – na pewno masz jakieś pytania.
- Tak. Kilka. W tym jedno zasadniczo podstawowe. Nie da się go po prostu zabić? Wydaje mi się, że byłoby po sprawie.
Legendarny agent roześmiał się.
- Oj tak, rozwiązałoby. Niestety. Nie znamy sposobu na uśmiercenie go.
- Czym on właściwie jest? Wiem, że wygląda jak dziecko, ale to tylko pozory.
- Ciało chłopca to tylko skorupa. Sami do końca nie wiemy czym jest to co znajduje się w środku. Najbardziej prawdopodobna teoria mówi, że to on awatar jakiegoś potężnego manitou, który dostal się do naszego świata. Jego moc można w skrócie opisać jako "możliwość kreawania materii i przerabiania jej lącznie z dna, wedle własnego uznania" - żeby go zniszczyć, trzeba znaleść sposób na wypędzenie manitou lub odcięcie go na stale od świata duchów. Niestety nie dysponujemy wiedzą, jak to zrobić. Trzeba tu nie lada specjalisty od okultyzmu.
- W takim razie, jak udało się go pokonać i uwięzić?
- „Cela światła”, w której go trzymamy, to unikalne połączenie supernowoczesnej technologii z potężnymi nadludzkimi, magicznymi mocami z pomocą, których udało się schwytać rekonstruktora. Nie jestem pewien, czy ktokolwiek do końca pojmuje jak to działa – wtrącił żartobliwie. – W każdym razie działa jak to tej pory skutecznie.
- Jest nieprzytomny?
- Niestety nie. Rekonstuktor jest świadomy i może rozmawiać. Nie może natomiast opuścić walca światła.
- A nadludzkie moce? Działają na niego?
Genkaku czuł jak wraz z napływem nowych informacji o przeciwniku, ogarnia go coraz większa niemoc. Sprawa już wcześniej wyglądała na trudną. Teraz osiągnęła poziom beznadziejnej.
- Nie. Wydaje się być na nie całkowicie odporny.
Spacerowym krokiem doszli do ciężkich, stalowych drzwi. Widmowy Jack podszedł do umieszczonego z boku panelu wprowadzając kod i potwierdzając do skanem odcisku palca. Wrota rozsunęły się bezgłośnie i z zaskakującą lekkością odsłaniając przejście do sporej oszklonej galerii. Z niej rozciągał się widok na gigantycznej wielkości betonową jamę w kształcie walca. Pomieszczenie mogłoby spokojnie pomieścić prom kosmiczny. Na samym środku, na wzniesionej nad ziemią platformie stał zwrócony w ich stronę chłopiec, otoczony szerokim słupem ciepłego, żółtego światła. Jack podszedł do krawędzi galerii i oparł się o barierkę.
- Oto nasz gość honorowy, dla którego powstało to więzienie. Kito przedstawiam ci Rekonstruktora.
Genkaku podszedł bliżej do towarzysza bacznie przyglądając się dziecku. Z pozoru wyglądał niegroźnie. Tylko z pozoru. Na twarzy chłopca malował się bowiem najbardziej złowieszczy grymas jak agent widział do tej pory w życiu. Ciarki przeszły mu po plecach. Zdawało mu się jakby hipnotyzujący wzrok Nieśmiertelnego przeszywał go na wylot w mig poznając wszystkie jego myśli i grzechy.
- Tak właściwie to jak jest zabezpieczona ta baza? – Zapytał w końcu, żeby oderwać umysł od nieprzyjemnego wrażenia.
- Nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale wszędzie, zarówno tu, jak i na korytarzach i windach poukrywane są pułapki. Dodatkowo zautomatyzowany system eliminacji intruzów. Ukryte wieżyczki, granatniki, ale to tylko czubek góry lodowej. Cała placówka jest zaminowana, a ten silos skonstruowany tak, żeby zawalić go ładunkami jądrowymi umieszczonymi u sklepienia i zaraz pod platformą.
- Imponujące – przyznał Genkaku z ulgą.
- Nie koniecznie. Mistsukai już znają miejsce uwięzienia rekonstruktora, ale na razie nie podejmują żadnych akcji. Gdyby chcieli bez problemu mogliby go zabrać, mimo że to najbardziej, najlepiej strzeżona placówka na świecie. Dysponują bronią, której nie jesteśmy w stanie się oprzeć.
- Dragoony ? – Zainteresował się agent. - Wiemy coś o nich?
- Niewiele. Tylko tyle ile udało nam się uzyskać od zakonu, Libertiana i z raportów agenta Araraikou. Te statki to kosmiczna technologia. Pamiątka po poprzedzającej nas rasie. Jest wyposażona w potężne pola ochronne, przez które nikt i nic się nie przedostanie. Ich konstrukcja, sposób działania, jest niepojęte dla zwykłego śmiertelnika.
Genkaku słuchał w milczeniu przytakując i przyswajając sobie informację. Tak jak się spodziewał, zdobyte informację nie było optymistyczne. Przynajmniej wiedział już z czym przyjdzie mu się niedługo mierzyć.
- W takim razie, najlepsze co teraz można zrobić to znaleźć sposób na wypędzenie tego manitou z tego świata. |
Ostatnio zmieniony przez Genkaku 02-02-2015, 07:04, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
»Kalamir |
#83
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 29-08-2014, 13:38
|
|
Sorata prestiż +18
- Wpis 6 -
1. Formowane są dwa nowe oddziały z byłych komandosów. Musisz sfałszować dokumenty na to, że byleś ex-militarystą a następnie zadbać o to by stać się jednym z najemników w służbie Mitsukai.
2. Zaufani ludzie dostają się na prom, który (spekulując) pewnie ląduje na jednym z Draguunów. Niestety w trakcie lotu, wszyscy żołnierze (pojedynczo) zostają ofiarami klątwy jednego z nadludzi(Możliwe, że to jeden z Mitsukai). Ten manewr i oszustwo ma zapewnić ich lojalność wobec Mitsukai. Musisz znaleźć jakiś sposób, aby wyrwać się z działania mocy lub nawet nie dać jej na siebie nałożyć.
3. Osoba, która nakłada klątwy na ludzi, chodzi ukryta pod ciemnym kapturem, Asgeir nazywa go swoim mistrzem.
4. Lądowanie odbywa się na Draguunie, spędzisz na nim 5 dni w trakcie, których zostaną przetestowane twoje umiejętności. Musisz posiadać psychologię na 2 lub Aktorstwo na 3, aby uniknąć wykrycia podczas testów psychologicznych.
5. Draguun znajduje się po drugiej stronie księżyca. Have Fun.
6. Dostań się do centrali by być świadkiem straszliwej (wciąż trwającej) tragedii w NAG - Więcej info u MG.
Wybierz jeden wariant:
Pod opisem wariantu znajdują się umiejętności będące wymaganiami do dodatkowych premiii i odblokowania nowych sytuacji. Wystarczy posiadać jeden wymóg z dwóch w danym wariancie aby kompletnie zmienić wydarzenia...
1. Inwigilacja - zdobądź jak najwięcej informacji o technologii jaką posługują się Mitsukai a następnie znajdź sposób aby ustawić transmisję danych na ziemie, do siedziby swojego rządu lub zakonu.
Mechanika (3)
Programowanie (3)
2. Sabotaż - przyczyń się do poważnych uszkodzeń Draguuna a następnie pozostaw go "rannego na księżycu". Sam skradnij prom i wracaj na ziemie zostawiając tych drani na pastwę losu.
Zabezpieczenia (3)
Materiały Wybuchowe (3)
2. Bezpośrednia Konfrontacja - "Żywy lub martwy i tak pójdziesz ze mną!" przedrzyj się przez oddziały zabójców by dopaść Asgeira i pięścmi wyrwać z niego informacje o Mistrzu....czas zakończyć te zabawę. Nadszedł czas na walkę na forum i eliminację tych [ cenzura ]...
Taktyka (3)
Muzyka (3)
//wymagany kontakt z MG. |
|
|
|
|
»Kalamir |
#84
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 18-09-2014, 18:29
|
|
Genkaku prestiż +8
- Wpis 6 -
Skontaktuj się z sojusznikiem NPC posiadającym 4 poziom okultyzmu (powinieneś wiedzieć, którego mam na myśli) aby zdobyć cenne informacje o pomocnych artefaktach jakie mogą posiadać Poszukiwacze. Pokonaj Tenmę (regularna walka).
Termin: 5 października, godzina 23:59 |
|
|
|
|
*Lorgan |
#85
|
Administrator Exceeder
Poziom: Joutei
Stopień: Taichou
Posty: 3209 Wiek: 38 Dołączył: 30 Paź 2008 Skąd: Warszawa
|
Napisano 02-10-2014, 00:34
|
|
Nag, Avalon, zeszłej nocy.
Chmury nad pałacem cesarza rozwiały się pod naporem ogromnego statku powietrznego, otoczonego kilkunastoma myśliwcami i paroma transporterami. Odziani na czarno wojownicy zaczęli spadać z nieba wprost na skośne dachy budynków, w akompaniamencie przeciągłego wycia syren alarmowych. Wieżyczki przeciwlotnicze zostały zbombardowane, zanim zdążyły namierzyć choćby pojedynczy cel. W tym samym czasie z baraków wybiegli strażnicy w imperialnych barwach i na rozkaz wykrzyczany przez wąsatego dowódcę, otworzyli ogień w kierunku intruzów.
Nikt nie był w stanie określić, kto dopuścił się ataku, ani w jaki sposób udało się ominąć wszystkie, satelitarne i naziemne systemy bezpieczeństwa. Jedno było za to oczywiste: doskonale skoordynowane siły wroga przecinały się przez pałacową ochronę bez najmniejszych trudności.
- Prawa flanka! - Wykrzyczał dowódca straży, lecz zanim odzyskał dech, padł przebity kilkoma nożami, które momentalnie wzniosły się w powietrze i zaczęły krążyć wokół wątłego nastolatka, recytującego babilońskie zaklęcie.
W innym miejscu, dwóch ubranych na czarno wojowników zrzuciło kurtki i przetransformowało się w zwierzęce hybrydy, niemal natychmiast przypuszczając atak na wycofujących się w popłochu Nagijczyków.
- Prawy dziedziniec zabezpieczony - zaraportował do zamontowanego na ramieniu komunikatora kolejny napastnik, o ewidentnie sanbetańskich rysach i rzadkiej brodzie.
***
Do sali tronowej wkroczył cesarz Konrad Herrmann. Drogocenne szaty miał niedbale naciągnięte na ramiona, a jego złociste włosy były zmierzwione i pozbawione blasku. Usiadł powoli na okrytych dywanem schodach i skierował wzrok ku dwójce poddanych, klęczących bez ruchu kilka metrów dalej.
- Kto atakuje mój dom? - Zapytał spokojnie, lecz z ewidentnym zaintrygowaniem.
Przez okno dało się dostrzec blask eksplozji nieopodal pałacu.
- Nie zdołaliśmy jeszcze tego ustalić, mój panie - odparła Naira, kapitan gwardii cesarskiej.
Władca Nag uśmiechnął się łagodnie, wygrzebał dłoń z obszernego rękawa i wymierzył palec w milczącego, drugiego poddanego.
- Världsbrand Riddarorden, Kalamir Kendeisson, Mitsukai. Niewiadome, które rozdzierają cesarstwo na strzępy. - Przerwał na chwilę, żeby zebrać myśli, a jego mina spoważniała. - Odszukaj winnych tego zamieszania i przynieś mi ich głowy. Czas polityki zastąpił czas wojny. Zniszcz wszystkie przeszkody na swojej drodze. Niech Stalowy Orzeł odrodzi się we krwi naszych wrogów.
Lorgan Gravier przymknął oczy i odparł swoim zwyczajowym, niskim głosem.
- Będzie jak sobie życzysz, mój panie.
***
Łańcuch eksplozji strawił dwie trzecie dziedzińca. Śmiejący się maniakalnie babiloński pirotechnik dał sygnał grupie czarnych wojowników. Ostatnia linia obrony została przełamana i można było przypuścić szturm na pałac. Niedobitki cesarskiej straży wycofywały się w popłochu, gubiąc broń i ignorując rozkazy.
- Przejęliśmy wejście - oznajmił do komunikatora szaman w formie wilczej hybrydy.
- Zabierz swój oddział do środka. - Zatrzeszczał głos w słuchawce. - Czym prędzej udzielcie wsparcia Shiranuiowi i jego nadludziom. Najwyraźniej natrafili na jakiś opór w korytarzach. Nie możecie zawieść oczekiwań Tenrou-dono.
- Rozkaz.
Grupa zmiennokształtnych pobiegła w stronę pałacu, mijając tajemniczy, czarny dym, który wydobywał się ze spękanej posadzki i gromadził wokół ciał poległych.
***
Cecil Bladewalker był doskonale wyszkolonym rycerzem. Przez lata sprawdzał się w Nebulskim Koloseum, aż w wyniku nominacji samego cesarza dostał się do jego gwardii. Zaszczyt nie mający sobie równych. Służył pod Nairą Draven, błękitnokrwistą i na wpół legendarną wojowniczką - jedną z najznamienitszych w Nag. Po ataku na pałac wszystko się zmieniło. Z rozkazu władcy miał odpowiadać wyłącznie przed Lorganem Gravierem - kapitanem bez osiągnięć, który według plotek przeżył walkę z Widmowym Jackiem i dzięki temu dołączył do Magi, jako najsłabszy członek. Wstyd i ujma dla cesarstwa, którą Cecil planował zmyć własnoręcznie, zastępując go na stanowisku. Nie nadszedł na to jednak właściwy moment. Teraz to Gravier wydawał rozkazy, a on musiał je wypełniać. Najlepiej jak umiał.
Młody rycerz otrzymał proste polecenie, "zlikwiduj wrogie siły szturmujące wschodnie wejście do pałacu". Szedł obryzganym krwią korytarzem i srebrzystym rapierem wycinał sobie dalszą drogę. Przeciwnicy nie byli szczególnym wyzwaniem, chociaż doskonale trzymali szyk i nie bali się ginąć zatruci Marobu.
Nagle usłyszał niepokojący dźwięk i zatrzymał się wpół kroku. Ściana przed nim została rozerwana na kawałki, a przez powstały otwór szybko przedostały się trzy rosłe postacie.
- To ten kłopotliwy element? - Odezwał się najniższy.
Jego głos i sylwetka były nieludzkie. Szaman pod wpływem Manitou dzika.
- Nie ma wątpliwości - potwierdził najwyższy, szaman w formie wilczej hybrydy.
***
Lorgan Gravier siedział targany wiatrem na dachu jednej z pałacowych wież, bezskutecznie próbując podpalić papierosa, kiedy rozległ się głośny huk i przez parterowe okno wypadł poturbowany Cecil. Zaraz za nim wyskoczyli dwaj szamani. Widać było, że zdominowali walkę i brutalnie pastwili się nad ofiarą.
- Zabiłeś mojego brata! - Ryknął wojownik o wężowej twarzy i z całej siły kopnął chłopaka w żołądek.
Ten zakrztusił się krwią i przewrócił na bok.
- Czego się spodziewaliście atakując Nag? - Odpowiedział z drwiną wymalowaną na twarzy. - Jeżeli będziecie mieli dość szczęścia, zginiecie równie szybko i bezboleśnie jak on.
- Już wystarczy Reylu - wtrącił się wilczy szaman. - Tenrou-dono potrzebuje go żywego. Dołącz do pozostałych z naszego oddziału, a ja go przetransportuję.
Grupka czarnych wojowników podniosła Cecila i ruszyła truchtem w kierunku helikoptera, który wylądował niecałe sto metrów dalej.
***
Gigantyczny statek powietrzny wisiał nad nagijskim pałacem od dobrych piętnastu minut. Wewnątrz, wśród personelu zajętego planowaniem kolejnych posunięć sił naziemnych, na prostym drewnianym krześle siedział tajemniczy przybysz.
- Pojmaliśmy cesarza, Tenrou-dono - zaraportował mu entuzjastycznie specjalista od łączności. - Jakie rozkazy mam przekazać?
Wiekowy mężczyzna o wysuszonej i pomarszczonej jak pergamin skórze pogładził w zadumie cienką brodę.
- Przekaż, że skromny kapłan idzie złożyć pokłon wielkiemu władcy.
Technik skinął głową i zabrał się do pracy.
- Współpraca Mitsukai z Nag będzie owocna dla całego świata. Zgodzisz się ze mną młodzieńcze? - Kontynuował starzec.
- Oczywiście Tenrou-dono - oznajmił Cecil, wychodząc z zacienionego kąta. - Twa mądrość otworzy oczy cesarza, tak jak otworzyła moje.
***
Stary Mitsukai kroczył przez pałac otoczony orszakiem wojowników, którzy chronili go od chwili opuszczenia statku. Byli w większości pokrwawieni i zmęczeni, ale skoro gwardia cesarska została pokonana, nie potrzeba było nikogo lepszego.
- Jesteśmy na miejscu - oświadczył przewodnik i z wysiłkiem rozchylił masywne wrota.
Wewnątrz czekała wielka sala, na końcu której siedział dwudziesty pierwszy cesarz Nag, Konrad Herrmann. Widząc go, Tenrou uśmiechnął się ciepło.
- Witaj dostojny monarcho - powiedział z pokorą, klękając na posadzce.
- Skończ te ceregiele, pokrako - odparł tamten. - Napadłeś na mój dom, zabiłeś moje straże i więzisz mnie w tej sali. Zapłacisz za te zbrodnie najwyższą cenę.
- Ależ cesarzu. - Mitsukai wciąż uśmiechał się życzliwie. - Przybyłem tutaj, żeby służyć pomocą w twoim wielkim problemie.
- Problemie?
- Tak! - Krzyknął uradowany. - Niepewność, strach, złe decyzje. Uwolnię cię od nich wszystkich, żebyś mógł oglądać Jedyną Prawdę. Ten oto rycerz już ją widzi!
Cecil Bladewalker wystąpił z szeregu i pokłonił się nisko.
- Tenrou-dono mówi prawdę, mój panie. On przybył, żeby nas uratować. Żeby uratować cały świat.
Mitsukai podwinął rękawy i rozwarł dłonie. Każda z nich miała po wewnętrznej stronie duże, żółte oko. Zaczął zbliżać się do władcy w towarzystwie pełnej napięcia ciszy.
- To nie jest kontrola umysłu - odezwał się niezauważony do tej pory Lorgan.
Siedział na szerokim parapecie z boku sali.
- Gdyby tak było, istoty pod wpływem twojej mocy zachowywałyby się nienaturalnie. To raczej rodzaj zauroczenia, prawda?
- Gravier-san, jak przypuszczam?
Tenrou oblizał usta.
- Spodziewałem się ciebie wcześniej...
- Byłem tu od samego początku. Czekałem aż zejdziesz.
Wszyscy zgromadzeni wojownicy dobyli broni i przygotowali się do ataku. Gromada mieczy i karabinów zalśniła w blasku świec na podwieszonych żyrandolach.
- Czekajcie! - Zagrzmiał Mitsukai. - Niech Nagijczycy załatwią to między sobą...
Z orszaku wystąpiła kolejna postać. Był nią muskularny mężczyzna o czarnych włosach i bystrym spojrzeniu. Roztaczał wokół siebie na tyle intensywną aurę, że ręce Cecila bezwiednie zadrżały.
- Eric... Aksen - wycedził zadziwiony.
Imię to było doskonale znane w całym cesarstwie. Należało do najznamienitszego kapitana w pionie egzekutorów.
Lorgan podniósł się z parapetu i rozłożył ręce w geście bezradności.
- Nie sądzisz chyba, że będę walczył z przyjacielem? - Zapytał zakłopotany.
- Ericu, zabaw naszego gościa, dopóki nie załatwię moich spraw z cesarzem - poprosił starzec. - Będziesz tak dobry?
- Wola Tenrou-dono jest moją - oświadczył tamten, chociaż widać było, że nie spodobało mu się powierzone zadanie.
Machnął dłonią i nie wiadomo skąd pojawił się w niej miecz. Rycerze zaczęli zmierzać w swoim kierunku, lecz ręce Lorgana wciąż pozostawały rozłożone i nieuzbrojone. Widząc to, Mitsukai mruknął pod nosem coś na kształt "zginiesz w imię przyjaźni, głupcze" i wznowił swoją wędrówkę do cesarskiego tronu. Siedzący na nim władca przyglądał się całej sytuacji bez strachu, a nawet z pewnym zainteresowaniem.
- Zaraz będzie po wszystkim - zapewnił uspokajająco Tenrou, kiedy dotarł na miejsce.
Wyciągnął ręce w kierunku głowy Konrada i otworzył usta w ekstatycznym uniesieniu. Po ścianach rozchodziły się odgłosy walki. Niespodziewanie wszystko ucichło. W ułamku sekundy coś ciężkiego upadło na dywan, wydając dwa głuche puknięcia. Zszokowany Mitsukai obserwował kikuty własnych rąk gładko odrąbanych za łokciami. Koło niego klęczał Lorgan z obnażoną kataną. Po jej ostrzu spływała cienka stróżka krwi.
- JAAAAK ŚMIEEEEEESZ?!?! - Ryknął obłąkańczo starzec, bryzgając posoką na prawo i lewo. - JESTEM NIEŚMIERTELNYM ANIOŁEEEEEEM!!!! ZABIĆ GO, ROZSTRZELAĆ RAZEM Z CESARZEM!!!!
Czarni wojownicy na rozkaz odbezpieczyli broń i oddali salwę. O dziwo, wszystkie pociski utkwiły w ciele Mitsukai.
- Zauroczenie jest niewyobrażalnie potężną bronią - przyznał Lorgan, kiedy zmasakrowane ciało przeciwnika osuwało się na kolana. - Pozwala przejąć kontrolę nad ofiarą, jednocześnie zachowując cały jej potencjał i intelekt. Nie potrafiłbym zrobić czegoś równie doskonałego.
Tenrou zarzęził i skierował ocalałe oko ku swoim podwładnym. Stali nieruchomo od chwili oddania strzałów.
- Moja moc bezpowrotnie niszczy umysł, kiedy go nadpisuje. Oni spełnili już swoje zadanie - wyjaśnił Nagijczyk. - I tak nieźle się trzymali, zwłaszcza że byli moi już w chwili, gdy odbierali cię z dziedzińca.
- Teraz są jak warzywa, nieprawdaż? - Włączył się do rozmowy Eric.
Był trochę zdyszany i poobijany, jednak uśmiechał się szeroko, wspierając na ramieniu Nairy.
- Myślałem, że już po mnie, kiedy złapał mnie ten wielki Manitou - przyznał z żalem.
- Musieliśmy uciec się do zaskoczenia, żeby skutecznie cię unieruchomić - wyjaśniła kapitan gwardii cesarskiej. - To pomysł Graviera. Kiedy wrócił z rekonesansu, stwierdził że zranienie jego mieczem może przerwać zauroczenie.
- WYYY MAAAARNEEE ROBAAAKIIII... - wycharczał Mitsukai, podnosząc się na równe nogi.
Część jego ran już się pozamykała, tworząc różowe plamki nowej skóry. Na końcach kikutów uciętych rąk zaczęły także kiełkować małe i chudziutkie dłonie.
- Umrzyj pokrako - rozkazał cesarz tonem pełnym pogardy.
Lorgan natychmiast kopnął przeciwnika w brzuch, a kiedy impet uderzenia wygiął jego ciało wpół, tworząc przy okazji niewielką falę uderzeniową, przebił je od góry swoją kataną. Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć lub zrobić, czarne smugi wystrzeliły z oczodołów i ust Tenrou. Agonalny krzyk odbijał się echem nawet w odległych korytarzach pałacu. Kiedy się urwał, po ofierze nie było nawet śladu.
- Wstyd, że dałem się pokonać takiej kreaturze - żachnął się Eric.
Lorgan spojrzał na niego badawczo, wsuwając ostrze swojej broni do sayi.
- On nie był słaby - zawyrokował. - Odkryłem, że zatraca się podczas pozyskiwania nowego zwolennika. Do tego był mi potrzebny Bladewalker.
Cesarz bez słowa podniósł się z tronu i opuścił salę. Trójka rycerzy milczała przez chwilę.
- Poleje się wiele krwi - stwierdziła w końcu Naira. - Może nawet wybuchnie wojna...
Eric wytarł wierzchem dłoni krew z brody.
- Niekoniecznie - zasugerował. - Zanim to wszystko się zaczęło, nasz pan poprosił mnie, żebym wyjaśnił tę sprawę. Zamierzam to zrobić.
- Dając sobie znowu wyprać mózg? - Zadrwiła kapitan gwardii. - Daj spokój. Właśnie dostałam raport, że siatka wywiadu została doszczętnie zniszczona. Nie mamy oczu ani uszu.
Lorgan odwrócił się plecami do pozostałej dwójki i zniknął. Naira przygryzła wargę.
- Jeśli naprawdę chcesz pomóc Ericu, musisz działać szybko. Zanim on rozpęta piekło.
Rozmowie przyglądał się zamurowany Cecil. Pomimo że więzy zauroczenia opuściły jego umysł, nie był w stanie zdobyć się na jakikolwiek ruch. Paraliżował go wstyd i strach przed potworami, które dane mu było tego dnia ujrzeć w walce.
***
Nag, niebo nad Renegą, obecnie.
Lorgan Gravier siedział targany wiatrem na szczycie niewyobrażalnie wielkiego statku powietrznego. Nowemu, nagijskiemu, personelowi udało się ustalić, że jego klasa to Jaeger. Na polecenie kapitana wbili kurs prowadzący do podobnych maszyn, które figurowały na radarze. Powinni do jednej z nich dotrzeć w ciągu kilku najbliższych dni... |
Hit dirt, shake tree, split sky, part sea.
Poprawna polszczyzna | Wiedza dla ludu | Odpowiedź na Twoje pytanie |
|
|
|
»Kalamir |
#86
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 10-10-2014, 12:22
|
|
Sorata prestiż +0
- Wpis 6 - koniec czasu
Po tylu tygodniach katorgi, Sorata odniósł pierwszy spektakularny sukces. Przedostał się na pokład gigantycznego statku stworzonego przez nieznaną światu technologię - Draguna. Oszukał wszystkich, pozostał niewykryty. Zdobył dostęp do tajnych informacji oraz możliwość obserwowania sytuacji z bliska. Był zwycięzcą, drapieżcą w naturalnym otoczeniu.
Ale natura uwielbia równowagę i przybijanie odstających gwoździ. Z jakiegoś powodu los uśmiechnął się do wroga.
Śluza otworzyła się bezgłośnie. Sorata udając zwykłego piechura postanowił przejść obok oficerów jakby nigdy nic. Zatrzymali go. Uśmiechali się szyderczo.
Szaman wiedział, że został zdemaskowany. Może to i dobrze, pomyślał. Również stworzył paskudny uśmiech na twarzy i ruszył do walki. Jego wpół transformowana ręka już miała dopaść pierwszego z nich…centymetry… gdy pojawił się ból.
Padł na ziemie jak kłoda. Obserwował jednego z oficerów jak ten zbliża się do niego z wyciągniętą ręką. Coś w niej trzymał. Kamień? Szafir? Czy on świeci? Nie mógł zebrać myśli, dziwne dzwonienie rozsadzało jego czaszkę.
- Spij, wsiarzu. Twój spacer po statku właśnie się skończył. – zagrzmiał głos z oddali. – Pozbądźcie się tego ścierwa. Wypuście go w przestrzeń.
The End. |
|
|
|
^Genkaku |
#87
|
Tyran Bald Prince of Crime
Poziom: Genshu
Stopień: Senshu
Posty: 1227 Wiek: 39 Dołączył: 20 Gru 2009 Skąd: Raszyn/Warszawa
|
Napisano 14-10-2014, 14:06
|
|
Komputerowy system zarządzania mieszkaniem, automatycznie zapalił światła w apartamencie, gdy tylko Genkaku otworzył drzwi. Całe szczęście nie trzymali go długo w szpitalu, a jako komandorowi przysługiwała mu specjalna intensywna terapia, wszystkimi najnowszymi środkami, jakimi dysponowało Sanbetsu. Począwszy od żywego okładu na Shin'eki kończąc. Lekarze nie szczędzili starań, żeby przywrócić go do sprawności po walce z Tenmą, najszybciej jak to tylko możliwe. Spędził, więc w szpitalu tylko dwa dni. Trzeba było przyznać, że to i tak był niezły wynik, po tym, co Poszukiwacz mu zafundował. Kolejny raz uratował go łut szczęścia. W tej chwili liczyło się tylko to, że udało mu się zdobyć przedmiot, o którym mówił Thekkal. Artefakt, który może stanowić skuteczną broń, w walce z Mitsukai. Jedyny problem polegał teraz na tym, by ich znaleźć.
Zamknął za sobą drzwi i ruszył prosto do gabinetu, po drodze po raz kolejny nerwowo sprawdzając beeper, w nadziei, że znajdzie tam w końcu odpowiedź od Fenrisa. Współpraca z Khazarczykiem do tej pory układała się doskonale, szczególnie w obliczu wspólnego wroga. Obaj doszli do wniosku, że w tej sprawie, najlepiej będzie odrzucić międzypaństwowe waśni i działać wspólnie, dla dobre wszystkich. Genkaku bardzo cenił sobie tą znajomość, dlatego w pierwszej wolnej chwili, gdy odzyskał już przytomność po walce z Tenmą, wysłał do Soraty wiadomość z prośbą o pilny kontakt, na szyfrowanym kanale, który wykorzystywali do komunikacji. Odpowiedź jednak nie nadeszła, mimo kilkukrotnego ponaglania ze strony Agenta. Coś musiało się stać. Kito nie do końca chciał dopuścić do siebie myśl, że Fenris mógł po prostu polec podczas swojego śledztwa, ale w świetle braku jakichkolwiek sygnałów od kolegi po fachu, musiał brać tą ewentualność coraz poważniej pod uwagę. Z pomocą niespodziewanie przyszedł mu Zakon. W końcu obaj mieli zapewnione wsparcie z ich strony. Rycerz oddelegowany do współpracy z Sanbetą nawiązał kontakt ze swoim odpowiednikiem - Kristin Everett, dziesiątym rycerzem Världsbrand Riddarorden, przydzieloną do Soraty. Conor w rozmowie ustalił, że ślad Khazarczyka urywa się w Babilonie, gdy próbował infiltorować grupę najemników i dostać się w szeregi oddziałów wynajętych przez Mitsukai. Genkaku od razu poprosił o kopię raportu Everett z ich ostatnich wspólnych działań z Szamanem.
Przy okazji Zakonnik przekazał również niepokojące wieści z Nag. Agent z niedowierzaniem słuchał, jak towarzysz opowiada o ataku nieśmiertelnych na samego Cesarza, i o przejęciu potężnego Draguuna przez jednego z kapitanów – Lorgana Graviera. Nie były to jeszcze wszystkie szokujące informacje. Podobno nagijski pion wywiadowczy przestał istnieć, wymordowany prawie, co do nogi, przez Blackthrona. Trzeba było przyznać, że poplecznicy Rekonstruktora nie próżnowali. Na całe szczęście Agent zdołał zdobyć artefakt i śledztwo ruszyło do przodu. Przez dwa dni spędzone w szpitalu nie próżnowali. Cała trójka – Genkaku, Conor i Thekkal – urządziła prawdziwą burzę mózgów, jak odszukać Mitsukai i wypróbować magiczne pudełko. Ostatecznie wygrał pomysł szamana. Skoro według zgromadzonych informacji, Mitsukai byli w jakiś sposób związaniu z Manitou, najlepiej było odrzucić to, co rozsądne i zwrócić się o pomoc właśnie do duchów-opiekunów. Sprawa nie była jednak tama prosta. Nikt przecież nie może tak po prostu porozmawiać sobie z mistycznymi bytami. Potrzebne było odpowiednie miejsce i rytuał. Na szczęście Thekkal wiedział, co trzeba zrobić i gdzie się udać. Wszystko było już ustalone, samolot czekał na lotnisku i jedyne, co pozostało Agentowi do udać się do swojego apartamentu i spakować niezbędny ekwipunek. W Khazarze o tej porze roku, było podobno piekielnie gorąco…
----
Genkaku po raz setny tego dnia przetarł pot obficie spływający mu z czoła. Stanowczo pomylił się, że w tej części świata jest piekielnie gorąco. Było o wiele, wiele gorzej. W cieniu musiało być grubo ponad czterdzieści stopni. Nie mógł tego sprawdzić, dokładnie bo beeper przestał działać już jakiś czas temu. Stanowiło to dobitny dowód na to, że byli już blisko celu. Z tego samego powodu, nieprzerwanie nękał go ból głowy, spowodowany zakłóceniami w pracy wmontowanego w kart procesora. Mistyczny Kamienny Krąg był naprawdę blisko. Całe szczęście, bo te kilka dni spędzone na podróży w głąb dżungli dawało mu się we znaki. Powietrz nie nadawało się do oddychania. Było ciężkie od wilgoci i duszne. Naokoło, ze wszystkich stron, co krok atakowały ich hordy owadów. Nie znosił dziczy. Można tu było zwariować. Już pierwszego dnia zatęsknił za miastem. Gdyby nie połączone zdolności Conora i Thekkala, wspomagane Kugi, z pewnością przyszłoby mu tu wyzionąć ducha. Dodatkowo miejsce, do którego zmierzali nie na darmo cieszyło się złą sławą. Dosłownie czuł jego wpływ z każdym zrobionym krokiem i nie chodziło tylko o migreny. Ruiny zdawały się pomału wysysać życiową energię. Im bliżej byli Kręgu tym słabiej się czuli i tym pewniejsi byli, że zmierzają we właściwym kierunku.
Na miejsce dotarli na początku czwartego dnia wyprawy. Przedzierający się na przedzie rycerz zauważył je, jako pierwszy. Krąg potężnych kamieniu ustawionych na ponad czternastometrowej polanie, skrytą pod potężnymi koronami drzew. Niczym klocki ułożone przez olbrzyma. Dookoła panował dziwny, przyprawiający o dreszcze spokój.
- Tam jest świeża woda. Możemy w końcu uzupełnić zapasy – zakomunikował rycerz.
To była chyba pierwsza pozytywna wiadomość od rozpoczęcia wyprawy. Do tej pory, musieli polegać głównie na zapasach, zapisanych w pamięci procesora i skondensowanej w postaci Tricellu żywności. Zakonnik oczywiście cały czas narzekał i co jakiś czas wypuszczał się na polowania, jednak bez większego rezultatu. Jego wybuchowy charakter, zaczął denerwować Agenta i szybko przypomniał sobie, dlaczego poprzednim razem, postanowił zostawić go w twierdzy. Teraz jednak, na widok krzyżujących się na polanie strumieniu obu towarzyszą poprawił się humor. Jedynie Thekkal zachowywał się, jak zwykle posępnie. Genkaku zdawało się, że do ducha-szamana wróciły dawne wspomnienia związane z tym miejscem i poprzednim życiem.
- Możemy zaczynać od razu – Sanbeta zaczepił duchowego towarzysza, gdy ten w zamyśleniu gładził ręką jeden z głazów.
- Potrzebuję godziny Panie. Muszę przygotować rytuał, zebrać zioła i uwarzyć z nich napar.
Agent westchnął ciężko, zawiedzony odpowiedzią. Niestety, przyjdzie spędzić im tu więcej czasu niż chciał. Miejsce zdawało się być zatopione w spokoju i wyglądało niemalże urokliwie, z tymi strumykami i zawieszonymi w powietrzu, dziwnymi, kolorowymi światełkami, ale negatywne oddziaływanie, było wciąż silnie odczuwalne.
- Usiądźcie tam i starajcie się oszczędzać siły. – Zakomenderował Thekkal odczytując myśli Agenta.
---
Ogień rozpalonego, małego ogniska trzaskał, co jakiś czas przerywając panującą ciszę. Troje towarzyszy siedziało naokoło paleniska, nie odrywając oczu od hipnotyzujących płomieniu, z których unosiły się opary wrzuconej przez Thekkala mieszanki zerwanych w okolicy ziół. Genkaku czuł jak jego powieki robią się coraz cięższe. Z trudem wytrzymał ostatnią godzinę. Kamienny Krąg powoli, ale skrupulatnie wysysał z niego życiodajną energię. Teraz jednak, od kiedy szaman rozpoczął rytuał, poczuł nagłą ulgę. Zmęczenie odeszło, wydychane z każdym kolejnym oddechem. Mógł zaryzykować nawet stwierdzenie, że ogarniał go błogostan. Thekkal zaczął inkantować słowa w zapomnianej już przez ludzi mowie i coś wyraźnie zmieniło się w otoczeniu. Pojawiły się szepty, dochodzące do ich uszu z każdej możliwej strony. Zdawało się, że poza ogniskiem i kręgiem nie istnieje nic innego. Płomienie z każdą sekundą, z każdym słowem wypowiedzianym przez ducha, stawały się coraz większe, aż w końcu w kulminacyjnym momencie eksplodowały pozbawiając zgromadzonych przytomności.
---
Agent stał sam w ciemności. Nie do końca zdawał sobie sprawę, co właściwie się przed chwilą stało. Zdecydowanie nie stał w Kamiennym Kręgu. Nie wiedział gdzie jest, ale na pewno nie tam. Jedyna myśl jak przychodziła mu do głowy, to taka, że właśnie na skutek rytuału przeniósł się do świata Manitou. Nie pozostało mu nic innego jak zadać pytanie. Przez chwilę zbierał się w sobie, czując niewyjaśnione zażenowanie.
- Chcę odnaleźć Mitsukai, nieśmiertelnych popleczników istoty zwanej Rekonstruktorem. Wskażcie mi miejsce… |
|
|
|
»Kalamir |
#88
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 22-10-2014, 11:15
|
|
Rytuał okazał się sromotną pomyłką. Szaman otworzył duchowe wrota do miejsca, którego nie potrafił zrozumieć. Dodatkowo kompletnie zignorował kręgi ochronne dla Genkaku. Pozbawiony elementarnej wiedzy agent zrobił tylko mały krok w kierunku światła, gdy uderzyła w niego niepojęta moc. Miliardy obrazów uderzały w niego z prędkością przekraczającą możliwości procesora. Kiedy otworzył oczy okazało się, że leży na piaszczystej ziemi. Obok stał jego wymyślony kolega.
- Co się stało?
- Za mało mocy, chyba.
- Kazałeś oszczędzać siły, zrobiłem jak…
- Za mało mojej mocy. Jedna osoba nie przeprowadzi tego rytuału. Tak mi się wydaje.
Genkaku zmrużył oczy.
- Za mało mocy? Taki kawał drogi i teraz wydaje ci się, że masz za mało mocy?
- To nie tak, że przeprowadzamy taki rytuał raz w tygodniu.
Asgeir był pogrążony w głębokiej medytacji. Nagle drzwi jego celi otworzyły się, w świetle stało dwóch żołnierzy o przepranych umysłach.
- Mistrz cię wzywa, panie.
Podniósł się powoli, chwycił za swoją broń i poprawił ubranie. Zastanawiał się, czy to nowa misja? Po cóż innego mógł go wzywać mistrz. Nowa misja, zatem. Wjechał windą na mostek, panowało tu niezwykłe poruszenie. Na ekranach wyświetlały się sceny z Nagisjkiego Pałacu. Budynki w płomieniach, walczący rycerze.
- Chaos spłynie na cały świat, wszystkie media pokazują dom Cesarza w płomieniach. To tylko początek. Wydaje im się, że odparli atak i zdobyli Draguuna, tacy zabawni…
- Wzywałeś mnie, mistrzu…
- Poczułem zakłócenia w mocy, mój uczniu…
Asgeir nienawidził dnia kiedy podpięli się pod Sanbetańską kablówkę. Zażenowany pokiwał głową.
- Na trzecim okręcie wykryto intruza, to szaman, który zajmował się śledztwem. On już nie stanowi problemu. Teraz pora zająć się jego partnerem. Nasi magowie uważają go za źródło kłopotów w mocy.
Eterze, ty [ cenzura ], przestań nazywać to mocą – krzyczał w myślach Asgeir. Po chwili przywołał swoją dyscyplinę.
- Co się tak krzywisz? Nieważne. Udaj się ponownie do Babilonu, ten żałosny kraj zbyt długo pozostawał poza grą. Przygotował dla ciebie listę ciekawych kandydatów na dobre narzędzia.
- Nie mam nikogo zabijać?
- Tym razem przekażesz tylko informację, oraz poćwiczysz swoje umiejętności manipulowania ludźmi prostymi. To trudne zadanie, zajmie ci kilka tygodni. W tym czasie wróg będzie szukał nowych sposobów by nas odszukać. Miejmy nadzieję, że nieskutecznie.
Asgeir wstał z kolan i już miał wyjść, gdy do głowy wpadły mu pytania. Normalnie zignorowałby je, koncentrując się na misji, jednak w ostatnim czasie jego rola ulegała znacznym zmianom. Mistrz to zobaczył.
- Coś jeszcze, uczniu?
- Co z kolejnym Mitsukai? Tym, którego umieściłeś w głowie tamtego rycerza.
Mistrz skrzywił się. Szukał przez chwilę odpowiedzi, próżno. Uniósł głowę i udając zamyślenie odpowiedział:
- Wygląda na to, że ten jeden…potrzebuje więcej czasu. To teraz bez znaczenia.
Asgeir odwrócił się i wyszedł.
Genkaku prestiż +16
- Wpis 7 -
Nie wszystko układa się po twojej myśli. Zdobyłeś magiczny przedmiot, który może dać ci przewagę. Niestety jeden Szaman okazał się niwystarczający do tak zaawansowanego rytuału, jaki sobie zalanowałeś. Nadszedł czas by ktoś inny też włączy się do akcji. Skierowałeś na siebie wzrok najlepszych okultystów świata. Wielu zrobi wszystko by odebrać ci pudełeczko. Oto cena za wejście do świata w jakim obracała się organizacja Poszukiwaczy. Pokonaj Taiko (regularna walka).
Termin: 29 października, godzina 23:59
Taiko padł ofiarą machinacji Mitsukai, uwzględnij to we wpisie tworząc odpowiednią otoczkę fabularną. Asgeir przekazał jego kręgom informację, które zrobiły z ciebie jego główny cel. Celem zeloty będzie odzyskanie magicznego artefaktu oraz przykładne ukaranie takiego heretyka jak ty.
Termin na oddanie walki może być wydłużony w cenie 15 pkt. prestiżu za każde 24h. |
|
Ostatnio zmieniony przez Kalamir 22-10-2014, 13:16, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
^Pit |
#89
|
Komandor
Poziom: Genshu
Stopień: Seikigun Bushou
Posty: 567 Wiek: 34 Dołączył: 12 Gru 2008
|
Napisano 24-10-2014, 23:55
|
|
Tetsudenkou zaliczył międzylądowanie na Arashitorze. Byli lekko zdziwieni, że w taki sposób następują odwiedziny wojskowego porucznika, jednak nie protestowali. Szybko odnalazłem swoich podopiecznych.
- Araraikou, sir, wygląda na to, że oddaliliśmy się z rejonu zaginięcia Hebi o wiele za szybko.
- Odnaleźliście ten statek? Nie zatonął - zdziwiłem się.
- Nie, ale to i tak jest jedna wielka, pływająca trumna. Większość drzwi jest albo zamknięta magnetycznie, a jeśli już uda się wejść do środka, to dzieją się tam dziwne rzeczy.
- Jakie rzeczy - zbliżyłem się do mojego rozmówcy, zmrużając oczy.
- Marynarze, którzy weszli całą grupą do środka napotkali ponoć opór ze strony jakiejś rośliny. Niedługo potem zaatakowało ich...cóż...zaatakowani zostali przez innych członków załogi. Próbowaliśmy interweniować, ale ni cholery. Kiedy Kapitan lotniskowca zobaczył, jak jedyny ocalały spier.dala w podskokach, postanowił, żeby zostawić statek i jak najszybciej wrócić. Po drodze informowaliśmy władze, ale mieliśmy spore problemy z łącznością.
- Gdzie macie tego, co wszedł do środka?
- Aktualnie wygląda jakby przeżył spotkanie z diabłem Oni. Nie mówi za wiele, ale kto by go winił?
Aina pokręciła tylko głową. Ja postanowiłem sprawdzić, co wie ocalały. Rzeczywiście, jego pusty wzrok i skwaszona mina zdradzała natychmiast, że widział coś, czego nie powinien i nie chciał. Kiedy próbowałem się czegoś dowiedzieć, usłyszałem tylko:
- Mordercza roślina...pożarta załoga...wyrwane flaki Hiroshiego...żywe trupy...zabierzcie mnie stąd...
Zostawiliśmy go w spokoju. Wychodząc z Ainą z jego kajuty zwróciłem się po cichu do jednego z moich żołnierzy.
- Wracajcie do Sanbetsu, nie chcę was dodatkowo narażać. Sprawdzę to samemu - spojrzałem na Ainę. - No, może nie do końca. A i załatwcie temu marynarzowi spotkanie z czyścicielem, już powiadomiłem kogo trzeba, będzie na nadbrzeżu jako psycholog.
- Tak jest!
- A i jeszcze jedno...
***
Lot Tetsudenkou był zaskakująco krótki. Dotarcie na pokład okazało się być zresztą najprostszą częścią całego zadania. Nie udało się połączyć z nikim na statku, kompletna cisza w eterze. wcześniej zastanawiałbym się, czy ich wybito, ale teraz wiedziałem już, że sprawa była trochę bardziej skomplikowana. Ledwo wylądowaliśmy, a już mieliśmy niejasne przeczucia bycia obserwowanym. Otwarcie którychkolwiek drzwi graniczyło z cudem, jakby coś blokowało je od środka. Było to wręcz bezsensowne w przypadku tych otwierających się na zewnątrz. Jakakolwiek próba uruchomienia statku nie miała na razie zbyt wielkiego sensu.
- Ani drgnie - powiedziałem, szarpiąc za właz. - Jakby ktoś je przyspawał, czy co.
- Coś tu jest...coś żywego. - Aina zastygła w bezruchu, jakby nasłuchując. - To ta roślina, czy może jest coś, o czym nie wiemy?
- O wielu rzeczach jeszcze nie mamy pojęcia - odparłem dość ogólnie przypatrując się mokrym liściom na podłodze. Układały się w ślad prowadzący do jednych z drzwi. Wkrótce potem odnaleźliśmy nie tak dawno zamknięte grodzie.
- Tędy nie przejdziemy - stwierdziła pani Rycerz. Ja byłem jednak daleki od takiego stwierdzenia. Odnalazłem panel dotykowy, który teoretycznie został odłączony, podobnie jak większość statku. Kapitan Arashitory upewnił się, że nikt nie będzie próbował wejść. Cóż, kiedyś i tak byłoby trzeba. Potrzebowałem dłuższej chwili skupienia i spokoju, by uruchomić urządzenie elektryczną mocą. Nie było mi łatwo zachować spokoju, a zwłaszcza na wydającym upiorne dźwięki, chybocącym się statku. Przepuściłem odpowiednią ilość woltów przez urządzenie, zasilając je manualnie. Zaraz potem wypróbowałem wpisać standardowy kod, który wcześniej podał mi oddział. Odkryłem, że kod zmieniono. Wypróbowałem więc drugi wariant, podany wcześniej. Ten już zadziałał, zwalniając mechaniczną blokadę. Grodzie powoli zaczęło się podnosić, skrzypiąc upiornie. Przed nami rozciągał się mrok korytarzy. Stworzyłem kulę energii, by nie pozostawać w absolutnej ciemności.
- Załóż to - podałem Ainie maskę, po chwili sam założyłem swoją. Zabraliśmy dwie sztuki z pokładu Arashitory, wraz z zapasowymi butlami. Byliśmy gotowi wejść do środka. Natychmiast zrobiło się bardziej niż nieprzyjemnie. Gdzieś tam chybotały się na wpół wyrwane z zawiasów drzwi od kajuty, gdzie indziej z niskiego sufitu zwisały powyrywane kable i elementy oświetlenia. Jeszcze gdzie indziej widać było pędy tajemniczej rośliny, która nadal zdawała się żyć. Podłoga zdawała się być podmokła w niektórych miejscach, a powietrze duszne, jak w tropikach.
- Trzeba by dotrzeć do maszynowni i spróbować uruchomić awaryjne zasilanie. Albo chociaż do panelu sterowania i stamtąd zbadać stan pokładu.
- Prowadź, ty tu jesteś kapitanem - żachnęła się Aina. Spojrzałem na nią zdziwionym wzrokiem. Wyglądała, jakby była bardziej poirytowana niż przestraszona. Trzymała rękę na rękojeści miecza, oddychała spokojnie, ale widać było, że pozostaje czujna. I było to jak najbardziej odpowiednie, bo po chwili w korytarzu pojawiło się dwóch członków załogi, wrzeszczących chrapliwie. Aina gotowa była odciąć ich głowę, ale zadziałałem kulą energii by poraziła obu prądem.
- Jest i nasza załoga - stwierdziłem. Przyjrzałem się dobrze ich twarzom. Widziałem już efekty zatrucia na ludziach, także byłem bardziej niż pewien, że także i tu mieliśmy z tym do czynienia.
- Ruszajmy dalej i ostrożnie z tym - pokazałem na miecz. - Jesteśmy tu zbadać tajemnicę i szukać rozwiązania, nie urządzać masowy mord.
Tak mi się przynajmniej wydawało. Staraliśmy się dotrzeć dalej w głąb. Cześć drogi zasłaniały nam pnącza rośliny. Jej odnogi były w paru miejscach pożółkłe, jakby powoli umierała.
- Najpierw oblazło to cały dolny pokład... a teraz umiera? Co to powoduje? - zadawałem sobie te pytania. Aina od razu jednym sprawnym ruchem wycięła całe pnącze, które upadło na podłogę i umarło natychmiast. Pozostałą część natomiast obrosła natychmiast i wypełniła braki.
- Trzeba by wypalić to.
- Niekoniecznie, bo mogę...
- Oj tam, ale chociaż warto przeszukać kajuty, bo inaczej to będzie niekończąca się machanina mieczem.
- W sumie, co mi szkodzi - stwierdziłem. - Postaram się być w miarę szybko. Pamiętaj, tlen!
Wskazałem na swoją maskę i udałem do najbliższego, otwartego pomieszczenia. Ledwo przekroczyłem próg, a od razu zatrzasnęły się drzwi. Za nimi stał już, czekający jakby na mnie oficer pokładowy.
- Skażenie...zniszczenie...jesteś tu po to by nas zabić, słyszałem! - bełkotał, szarpiąc za poły mego płaszcza. Jednym sprawnym uderzeniem łokcia w szczękę powaliłem go na ziemię.
- Opanuj się, człowieku! - rzuciłem. - Co tu się dzieje! Odpowiadaj!
- Pożarty...zostaniesz pożarty...tak jak i my...zniszczenie czeka, śmierć czeka!
- Przestań mi tu o śmierci, co tu się stało? Co to za roślina? Co z resztą załogi.
Oficer rzucił się na mnie. Wtedy do pomieszczenia wtargnęła Aina. Wystawiła przed siebie dłoń, wystawiając do góry dwa, złączone palce, wskazujący i serdeczny.
- Na podłogę!
Ciśnienie w kajucie jakby zgęstniało. Skażony jakby nie chciał dać za wygraną. Słychać było, jak klekoczą i chrzęszczą wszystkie kości w jego ciele. Aina zadawała mu ból, ale nie byłem do końca pewien jaki, cy fizyczny, czy także psychiczny.
- Na kolana! - zadudniła, a jej źrenice poszły w górę, ujawniając prawie same białka. W marnym świetle elektrycznej kuli było to przerażające. Tymczasem skażony jęczał, charkał, wił się, w końcu złapał się za głowę i padł. Wycie przerodziło się w żałosny płacz.
- No, a teraz wracamy do pnączy...
Lekko zszokowany, podszedłem do kobiety, pytając.
- Czy to była...twoja moc?
- Widać, niewiele jeszcze wiesz o o kobietach, panie Araraikou.
- O kobietach swoje wiem, ale to było coś nowego.
Stanęliśmy przed blokadą, nie mając niczego do przepalania. Nie potrzebowaliśmy w sumie nic takiego.
- Mam lepszy pomysł - stwierdziłem, skupiając w palcach elektryczność. strzeliłem piorunem tak mocno, że gałęzie zapaliły się. Na moment zrobiła się spora wyrwa, przez którą przeszliśmy w miarę szybko. Uaktywniłem licznik.
- Oficer popadł w szaleństwo, jak reszta załogi. Musiałam go trochę...uspokoić. - usłyszałem Ainę.
- Ale naprowadził mnie na dobry trop - urządzenie zapiszczało. - Ten statek napędzany jest starym typem reaktora, który chodzi na energię atomową. Myślę, że pojawienie się rośliny i ten fakt są powiązane. Nawet na pewno.
Urządzenie pokazało podwyższony poziom promieniowania w powietrzu. Nie było jeszcze za dużo, zwłaszcza, że pozostawaliśmy jeszcze z dala od maszynowni, ale można się było spodziewać, że będzie tylko wzrastać. Mijaliśmy kajuty w których roślina wchłonęła niektórych nieszczęśników, odnajdywaliśmy również dziwne ślady poszlakowe, jak marynarzy, którym roślina wyrosła w brzuchu albo przez przełyk.
- To okropne - skomentowała pani rycerz.
- Tak i dość niecodzienne - skwitowałem w zamyśleniu. - A może jest w tym coś więcej? Szukaj gdzieś na ścianach planu statku, albo nie wiem, może w jakiejś kajucie...
- Co planujesz?
- Chciałbym dostać się do messy w miarę szybko. Centrum monitoringu i łączności, no jasne!
Wprawdzie swego czasu służyłem na podobnych jednostkach, ale nie byłem bogiem jeśli chodziło o rozmieszczenie przeróżnych sektorów. Eksploracji nie ułatwiała regularna dżungla. Ale doskonale wiedziałem, gdzie szukać pokoju z wszelkimi systemami łączności i monitoringu. Mlaskający odgłos naszych butów stał się częstszy, jako, że przyśpieszyliśmy. Aina pokręciła tylko głową i popędziła za mną.
- Cholera, tam powinno być jeszcze dość energii, by coś z tego uzyskać - powiedziałem sam do siebie, przedzierając do przodu i przystając na moment, kiedy w bocznym korytarzu w migotliwym świetle pojawiła się sylwetka jednego z oszalałych członków załogi. Przemknęliśmy tuż obok niego, kiedy ten zajęty był podnoszeniem się z podłogi. Rycerka nie musiała się tu uciekać do swoich metod. Po chwili dotarliśmy do centrum łączności. I tu nie było za wiele energii, ale mogłem to szybko naprawić.
- Zamknij grodzie, by nikt nam tu nie wchodził, Aino - powiedziałem, po czym i tak jej z tym pomogłem. Po szybkich oględzinach stwierdziłem, że choć komputery ucierpiały gdy nagle zabrakło energii (albo ktoś je uszkodził), to wciąż dało się z nich sporo odzyskać. Tym bardziej, że mogłem dość szybko przywrócić prąd. Wyczerpany uprzednio generator zapasowy naładowałem w trymiga. Większość systemów w pomieszczeniu jakby wróciła do normy. Mniej-więcej, bo pnącza cofnęły się, niektóre próbowały dobrać się do kabli, bezskutecznie.
***
Siedzieliśmy tam około kwadransa. Aina miała stać na straży, ale ogólnie trochę zaczęła się nudzić. Ja tymczasem zdołałem odzyskać dość interesujące dane. Dysk komputera mógł być uszkodzony, ale nie permanentnie. Okazało się, iż Hebi został zaatakowany przez dobrze zorganizowaną grupę, prowadzoną przez dobrze znanego mi wojownika.
- Ten z nastroszoną czupryną...znam go - pokazałem palcem na ekran. - Był wtedy na Draguunie z Naoko, podczas rekonstrukcji rycerza Kendeissona.
Aina patrzyła na to z zawiścią, zagryzając wargi. Czyżby i jej był znany? Mogłem się tylko domyślać. Może po prostu miała, tak jak i ja, dosyć tych wszystkich bzdur, prowadzących prostą drogą w sidła chaosu.
Podrapałem się po brodzie. Obejrzałem kilka filmów. Zobaczyłem dokładnie wtargnięcie, oraz to, jak rozmontowują powoli części silnika.
- Aina, widzisz to? Rozmontowują rdzeń. Mamy tu gdzieś wskaźnik energii?
- Tutaj. - Dziewczyna stanęła przy jednym z ekranów ukazujących stan silnika i reaktora, którego po prostu nie było. Źródło zasilania w tym momencie nie istniało. Problem polegał na tym, że podczas demontażu zwykle rozmontowywało się cały statek. A Hebi był w tym momencie wielką puszką w której rosło promieniowanie. Nic dziwnego, że Arashitora nie interweniowała. Najlepiej by było jakoś zutylizować te radioaktywne resztki, tylko jak? Zalanie betonem na razie nie wchodziło w grę.
- Czekaj - spojrzałem dobrze na wykresy i dobrałem do komputera. - Zasilanie padło, ale jeśli byłem w stanie odzyskać je tutaj to moze i tam się uda!
- Woda już wypłynęła, co zamierzasz zdziałać?
- Kupić nam trochę czasu. Statki takie jak ten mają awaryjny układ chłodzenia. Jeśli nie przerwali pomp tłoczących, to wystarczy dostarczyć stąd energię tam. Przeszukajmy to pomieszczenie, dokładnie, nie wierzę, że tu jest tylko jeden generator prądotwórczy.
Szybkie przetrząśnięcie pomieszczenia odkryło dwa kolejne agregaty. Ja tymczasem prześledziłem dokładnie stan okablowania. Wydawał się być nienaruszony.
- Odsuń się teraz - zakasałem rękawy. - Jeśli się nie mylę, to możemy z tego miejsca przesłać energię, która nawet na minimalnym poborze będzie zasilała pompy przez parę dobrych godzin. Paręnaście, jeśli kondensatory wytrzymają.
Kolejne dziesięć minut ciężkiej roboty pozwoliło mi na stworzenie prowizorycznego układu. Prąd miał szansę dotrzeć aż do pomp tłoczących wodę. Zacisnąłem pięści, poczułem, jak wypełnia mnie elektryczność i zaraz potem władowałem w trzy generatory tyle ile się dało. Przez moment bałem się, iż wysadzę jeden z nich, ale kondensatory wytrzymały to. Prąd popłynął powoli na koniec statku kablami. Modliłem się, by nigdzie nie było przerwy. Coś gdzieś syknęło, ale zaraz potem dało się słyszeć zgrzyt wprawianych w ruch pomp.
- To nam kupi trochę czasu!
Była jeszcze kwestia roślinnego ataku, co bardzo dokładnie wyjaśnił mi jeden z filmów pokładowej kamery. Ktoś z grupy wrogiego rycerza dorzucił jakichś nasion w messie. Postanowiłem przyjrzeć się temu bliżej. Zgrałem filmy i dane do pamięci beepera i mogliśmy ruszać dalej. Po drodze wstąpiłem do kajuty biotechnologa, naprutego i zjechanego psychicznie, jak reszta. Aina znów powstrzymała jego zakusy swoją mocą. To nie było tylko zwiększanie ciśnienia, ona zadawała mu cierpienia. Im bardziej zaciskała się jej ręka, tym mocniej to działało. W pewnym momencie miałem nawet wrażenie, że gardło skażonego zmniejsza się, jakby ktoś zacisnął na nim niewidzialną dłoń.
- Ja tu tylko pożyczam i już mnie nie ma - odpowiedziałem wijącemu się po podłodze człowiekowi, zabierając przenośny zestaw do badań. Nic wielkiego, ot parę fiolek i przyrządów pozwalających na drobne eksperymenty. Tak gotowy mogłem udać się do jadalni. Starałem się tylko zbytnio nie wkurzyć dziewczyny, z którą tam szedłem.
***
Idąc już zgodnie z planem statku pobranym z komputera dotarliśmy tam w trymiga. To dopiero był niecodzienny widok. Ludzie obrośnięci kwiatami, wszędobylskie kwiatowe opary, zgniłozielone pnącza wchodzące gdzie tylko się da. Powaliłem na ziemię pierwszego chętnego załoganta, moja towarzyszka też nie próżnowała, tłukąc rękojeścią miecza w brzuch i podbródek innego napastnika. W pewnym momencie dość rozrośnięte gałęzie sięgnęły z góry ku nam, próbując owinąć się wokół kostek, nadgarstków i szyi. Aina warknęła, odrąbując kilka na raz, ja przepalałem i odcinałem je gorącymi piorunami.
- Zrób co masz zrobić i zabierajmy się stąd - jęknęła zaniepokojona rycerka. Przełknąłem ślinę.
- Taa... też nie czuję się tu nazbyt pewnie.
W kuchni na zgaszonym piecyku wciąż stał wielki gar, z którego wylazło to cholerstwo. Nie trzeba było nawet podnosić pokrywy, bo ta leżała już na ziemi.
- A oto i nasze specjalne danie.
Przykucnąłem przed garnkiem wyciągając z torby przyrządy.
- Aino...pamiętasz, jak ci powiedziałem, że zabieramy się stąd zaraz?
- Powiedziałeś to przed momentem! Czy teraz nagle masz ochotę urządzić sobie piknik w tym miejscu?
- Nie...ale potrzebuję trochę czasu, by odseparować nasiona od pokarmu. W garnku zostało tego całkiem sporo.
- Chyba nie mówisz poważnie?! Będziesz się teraz w małego chemika bawił?!
Nie chciałem odpowiadać. W sumie to nie musiałem, bo jęk niezadowolenia dziewczyny był aż nazbyt zrozumiały. Potrzebowałem jakoś przetransportować części pokarmu do laboratorium. Obawiałem się oporu ze strony przemienionych, ale ci jakoś nie pchali się do ataku. A jeśli już, to pozostawiona z tyłu elektryczna kula skutecznie odwracała uwagę. Załoganci byli jak koty, biegające za światełkiem lasera. Tu też mogłem zauważyć ich nadmierną brutalność, a także skłonność do niemal kanibalistycznego zachowania.
- Lepiej, żebym znalazł jakiś sposób, by ich odmienić...zanim postanowią się pozjadać nawzajem.
- Wyjaśnisz mi, po co to wszystko?
- Hebi mogło być tylko poligonem doświadczalnym. Wyobraź sobie, że ktoś postanowi rozpylić takie nasiona nad Ishimą. Albo nawet przenieść na dwór waszego cesarza. - Zabrałem się do roboty, wkładając gumowe rękawice. - Albo zrobi bombę, dzięki której to się rozejdzie na cały kraj.
- No tak, usunęli silnik i reaktor... no właśnie, reaktor! Chcesz tak sobie tu siedzieć, a co kiedy skończy się energia?
- Jeśli twoja mutacja nie pozwala ci na tworzenie betonu, to i tak wiele tu nie zdziałamy. Postaram się zrobić coś z tymi nasionami, wypróbuję to na załodze, a jeśli to nie wypali, to w ostateczności zatopi się statek. Patrz na wskazania urządzenia. Na razie jesteśmy w miarę bezpieczni. Woda morska jest wtłaczana, pompy, jak słyszysz, pracują. My też powinniśmy. A jeśli się boisz, to schowaj się do lodówki. Gdzieś już widziałem tą metodę... - zażartowałem.
Aina klepnęła się w czoło z zażenowaniem. Gdy miałem już dość próbek, udaliśmy się czym prędzej w stronę laboratorium. W biegu przekazałem towarzyszce, co następuje.
- Słuchaj, zabarykadujemy się w laboratorium. Ja postaram się zrobić coś z tymi nasionami. Generatory wytrzymają jeszcze trochę, a jeśli trzeba będzie to się przebiegnę i je doładuję.
- Jak ty jesteś w stanie żyć z takim chaosem we łbie?!
- Da się, uwierz...a poza tym dochodzi masa improwizacji.
***
To były długie chwile spędzone na odseparowywaniu składników. W pewnym momencie mój własny pot przestał mi przeszkadzać. Musiałem działać szybko, a ciągły zgrzyt metalu, dudnienie pomp i dobijająca się co jakiś czas, charcząca załoga nie pomagała. Aina chyba też była już na skraju wytrzymałości, stojąc z mieczem w pogotowiu i zagryzając wargi. Ja zaś z każdą chwilą, i każdą przeprowadzoną przez przyrząd próbką byłem bliżej rozwiązania zagadki.
- Minęły trzy kwadranse, Kaeru!
- Skażenie?!
Pani rycerz zerknęła na licznik.
- W normie - rzuciła nerwowo. Nawet dobre wiadomości nie były już tak zadowalające. - Ile ci to jeszcze zajmie?
- Patrząc po tym co mam - zerkałem przez mikroskop na kolejną próbkę, gdzieś obok stały odczynniki zmieniające właściwości zupy z nasionami. - To przynajmniej drugie tyle samo czasu. Albo trochę szybciej?
W Ainie aż wszystko się gotowała. Gdyby mogła, zgniotłaby mi teraz gardło swoją mocą. Coś trzasnęło w górze. Z sufitu poczęły wysuwać się pnącza, które przedarły się systemem wentylacji, znów trochę go zapychając. Najwyraźniej nie lubiły mieć włączonego zasilania. Trzepnąłem je błyskawicą i pracowałem dalej.
- Jak możesz zachowywać taki spokój?! - wrzasnęła zirytowana wojowniczka.
- Uwierz mi, daleko mi do spokoju - odparłem, powstrzymując z trudem drżenie rąk. Czułem, że jeśli trzeba będzie, to uaktywnię bańkę elektryczności.
Czas mijał powoli, na szczęście w miarę spokojnie, choć barykada powoli zaczęła puszczać. Pompy jakby też zdawały się zwalniać. Mimo to, nie próżnowałem. I nagle mnie olśniło.
- Mam! Mam to cholerstwo! Chyba udało mi się uzyskać czystą substancję, będącą w tych nasionach!
- No to na co czekasz?!
- Teraz antidotum! Podamy to paru osobom na statku. Na więcej i tak nie starczy, chyba.
-Wentylacja geniuszu, możemy to rozpylić w wentylacji!
Przez barykadę widać już było pierwsze ręce skażonych, a pnącza schodziły coraz śmielej.
- No to szybciutko, ten roztwór, tu więcej odczynnika, musi starczyć przynajmniej na połowę pokładu!
Rycerka schowała miecz i już oburącz chwyciła mocą oponentów. Jęki stały się donośniejsze, wyraźniejsze, bardziej rozdzierające duszę.
- Weź ty mi ich tam nie masakruj, jestem już prawie u kresu!
- Ja też! - wysyczała głosem pełnym złości. Jednym sprawnym ruchem powaliła wszystkich i przybiła do parteru.
- Droga wolna! Masz to antidotum?
- Tak, tak, już już, potrzebuję przelać to do większej...
- Nie gadaj tylko to zrób!
***
Biegliśmy, schowani w bańce elektrycznej, kierując się beeperem. Co i rusz starałem się uderzeniami prądu pobudzić statek do działania. Potrzebowaliśmy systemu wentylacji by był sprawny. Ja odsuwałem od nas pnącza, Aina powalała agresywnych skażonych, czasem wręcz rzucała nimi o ziemię.
- Nie chcę wiedzieć, jak radzisz sobie z nieudaną partią - powiedziałem cicho.
Wkrótce wróciliśmy do punktu wyjścia. Tu podładowałem generatory, które powoli wyczerpywały swoje zapasy.
- Budzimy się, budzimy, agregaciki, pracować, pracować! Dawaj, tutaj jest panel sterowania wentylacją.
Zostawiłem sobie dwie fiolki antidotum za pasem, a resztę postanowiłem wlać do filtra. Zaraz potem stanąłem w rozkroku i uaktywniłem swój reaktor.
- Czas na show!
Nastała chwila ciszy, po której eksplodowałem porażającą energią, momentalnie zasilając niemalże cały statek. System wentylacji obudził się, podobnie jak oświetlenie i cała reszta funkcji. W jednej chwili połączyłem się z tą metalową trumną. Antidotum najwyraźniej zadziałało, bo roślina umierała bardzo szybko, pnącza niknęły, a skażeni zaczęli odzyskiwać kolory.
- To za mało! Nie starczy na wszystkich - stwierdziła Aina. Ja tymczasem stanąłem zadowolony i powiedziałem krótko.
- Zrobi się więcej, teraz, kiedy mamy z kim rozmawiać |
Ostatnio zmieniony przez Pit 25-10-2014, 00:39, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
»Kalamir |
#90
|
Yami
Poziom: Genshu
Posty: 1033 Wiek: 36 Dołączył: 21 Lut 2009
|
Napisano 25-10-2014, 10:57
|
|
Pit, wpis dobry, jeżeli oceniać długość i zawartość fabularną, którą sam ci wykreśliłem. Niestety, ilość błędów oraz kulawe zdania sprawiły mi straszne męki - za co punkty uciąłem. Z drugiej strony kilka dodałem, właśnie za długość. Następnym razem postaraj się pisać zwięźlej, przygotuj też korektę.
Pit prestiż +11
- Wpis 4 - - Chaos -14% -
Statek odratowany:
1. Wezwany przez ministra, wracasz do Sanbetsu by zdać raport. Przełożeni twojego pionu (gdziekolwiek [ cenzura ] jesteś) są zachwyceni twoim ratunkiem oraz wyjaśnieniem sprawy ze statkiem. Czeka cie awans, koniec z porucznikowaniem. Masz okazje uzasadnić swój poziom wzgledem gry.
2. Nasiona - prawdopodobnie broń chemiczna, która wkrótce zostanie użyta do jakiegoś ataku. Dzięki twojej pracy, niesamowitym umiejętnościom, macie jak się bronić. Teraz trzeba rozpocząć produkcję antidotum.
3. Reaktor - części skradzione ze statku mają wiele zastosowań. Najgorsze z możliwych - ktoś z odpowiednimi umiejętnościami mógłby szybko je przebudować w silną bombę.
4. Użyj swoich koneksji (lub rady postaci, która taką umiejętność posiada)aby przeniknąć do półświatka, wybierz też odpowiednią lokację (ze świata gry), która z takim półświatkiem jest powiązana. Powinieneś odszukać jakiegoś specjalistę, który potrafiłby taką bombę zmontować, następnie przyczaić się na Mitsukai, lub po prostu chwycić ich trop w trakcie szukania owych specjalistów/ty.
5. Pod koniec swego wpisu powinieneś dowiedzieć się o tym, że Mitsukai zaatakowali pałac cesarski na oczach całego świata. Powinieneś dowiedzieć się, że Mitsukai wyrznęli cały pion wywiadowczy Nag.
6. Jeżeli dojdzie do konfrontacji z ludźmi od Mitsukai, powineneś dowiedzieć się, że Asgeir udał się do Babilonu, gdzie właśnie nakręca nagonkę na Genkaku. |
|
|
|
|
| Strona wygenerowana w 0,17 sekundy. Zapytań do SQL: 16
|